Reszta Europy

Kopenhaga na weekend – przewodnik po mieście

Jakie to jest piękne miasto, ta Kopenhaga! Niepowtarzalne i bardzo inspirujące. Budynki mienią się różnymi barwami, a na szerokich ulicach większość miejsca zajmują rowery. I ta wszędzie obecna zieleń! Trudno uwierzyć, że jest się w europejskiej stolicy. Nie trudno jednak zrozumieć, dlaczego Duńczycy to najszczęśliwszy naród na świecie. Pakujcie walizki (serio!) i jedźcie zaznać słynnego hygge.

O co chodzi z hygge?

Pokrótce, Hygge to radość i komfort życia jakie dają proste czynności i rzeczy. To może być czytanie książki każdego wieczoru, czy niedzielne spotkanie z przyjaciółmi przy winie. Cokolwiek czyni Was zrelaksowanymi, radosnymi i pełnymi energii.

Spacerując ulicami Kopenhagi ma się wrażenie, że hygge płynie w krwi Duńczyków. Nie przesadzam! Idąc ulicą, mijasz uprzejmie uśmiechających się ludzi. Ludzi, którzy nigdzie się nie spieszą, którzy machają radośnie do znajomych, a następnie siadają w restauracji i delektują się daniami pełnych lokalnych produktów. Budynki przemysłowe, które zazwyczaj straszą jako nieużytki, w Kopenhadze zostały zrewitalizowane i są miejscem spotkań. 

Z centrum z łatwością dostaniesz się do parku czy nad rzekę, a piesi i rowerzyści mają na ulicy tyle samo miejsca, co samochody, których jest znacznie mniej niż w jakimkolwiek innym większym mieście. Brzmi utopijnie, ale Kopenhaga naprawdę wyprzedziła resztę Europy w jakości życia. Naprawdę zaczęłam się zastanawiać, czy nauka duńskiego może być trudna, by tam kiedyś zamieszkać!

Jak dotrzeć?

Lata temu znalazłam tanie loty do Malmo w Szwecji, ale nie powiem Wam, z jakiego polskiego miasta. Z Malmo kursuje autobus do Kopenhagi i możliwe, że jest to najtańsza opcja podróży. Tym razem zdecydowaliśmy się na lot z Londynu Ryanairem w sobotni poranek i powrót Norwegianem w niedzielę wieczorem.

Lotnisko jest świetnie połączone z centrum miasta. Nie musicie wychodzić z budynku, kiedy zauważycie czerwone maszyny do zakupu biletu. Zapłaciliśmy kartą płatniczą i od razu skierowaliśmy się schodami w dół na peron. Stamtąd odjeżdża pociąg, który zatrzymuje się w samym centrum Kopenhagi – tuż przy Ogrodach Tivoli. 

Co zobaczyć?

Uwielbiam miasta, w których nie trzeba mieć konkretnego planu, nie trzeba przemieszczać się wyłącznie z punktu A do B, by zobaczyć coś zachwycającego. I taka właśnie jest Kopenhaga. Urocza, inspirująca i ciekawa. Warta zabłądzenia.

Nyhavn

Najpopularniejsza ulica Kopenhagi nad jej głównym kanałem. Pełna kolorowych domków i restauracji. Przepiękna! To punkt obowiązkowy.

Rundetårn

Wieża astronomiczna, z której rozciąga się widok na całe miasto.

Kastellet z niedalekim Nyboder i Małą Syrenką

Kastellet to cytadela na planie pięciokąta, która schowana jest wśród zieleni niedaleko centrum. Świetne miejsce na spacer, zwłaszcza że niedaleko znajduje się Nyboder – zabytkowe domki szeregowe w niesamowitym pomarańczowym odcieniu. 

Z drugiej strony Kastellet znajduje się pomnik Małej Syrenki. To symbol Kopenhagi mieszczący się nad samą rzeką. Jest tam mnóstwo turystów, ale można się przejść. ;)

Zamek Rosenborg i jego ogrody

W środku zamku mieści się muzeum, do którego nie wchodziliśmy. Spacerowaliśmy tylko, korzystając z uroków otaczającego zamku ogrodu. 

Ogrody Tivoli z pomnikiem Andersena

Jeden z dwóch najstarszych parków rozrywki na świecie, działający od 1843 roku. Ponoć to na nim wzorował się Walt Disney, otwierając Disneyland. Piękne miejsce, pełne detali i zdobień. Cena biletu wstępu jest jednak moim zdaniem zbyt wysoka, jak na wielkość parku. Zwłaszcza że dla skorzystania z atrakcji trzeba kupować osobne talony. Nie skłamię, jeżeli powiem, że obejście całości zajęło nam 20-30 minut. Jeśli lubicie takie atrakcje – śmiało. Jeżeli chcecie ograniczyć budżet wycieczki, polecam spędzić czas gdzie indziej. :) 

Przed wejściem do Tivoli, od strony Ratusza, stoi pomnik Hansa Christiana Andersena. Niedaleko znajduje się też jeden z wielu sklepów Lego. Co jak co, ale to powinien być obowiązkowy punkt każdej wycieczki do Danii! ;)

Amalienborg z niedalekim Frederiks Kirke (Kościołem Marmurkowym)

Rezydencja duńskiej rodziny królewskiej. Strzegą ją dostojnie ubrani strażnicy. ;)

Christiania z kościołem Najświętszego Zbawiciela niedaleko

Christiania to, najprościej mówiąc, wolne miasto w mieście. Stworzyli je hippisi, którzy zajęli tereny dawnych koszar. Posiada swój własny kodeks praw, a fotografowanie i filmowanie na jego terenie jest zabronione. Zgodnie z zasadami, zrobiłam tylko jedno zdjęcie, zaraz przed wejściem.

Z tego co się naczytałam, liczyłam na dużo sztuki alternatywnej i kłęby dymu od marihuany. I szczerze? Więcej jest tego na Camden w Londynie. ;) Sorry! Warto jednak iść, bo to niespotykane miejsce.

Co jednak najbardziej mi się podobało, to spacer z centrum do Christiany. Uliczki Kopenhagi mają niezwykły klimat! Zbliżając się do Wolnego Miasta miniecie kościół Najświętszego Zbawiciela z wysoką, czarno-złotą wieżą. Można na nią wejść, na co się nie zdecydowaliśmy – wiało, a to były odkryte schody. 

Gdzie zjeść?

Żałuję, że nasze żołądki mają ograniczoną pojemność, bo Kopenhaga jedzeniem stoi! Jest tam MNÓSTWO smacznych miejscówek, bazujących na lokalnych produktach. Najlepiej przekonacie się o tym, oglądając na Netflixie “Somebody Feed Phil”. W jednym z odcinków Phil odwiedza stolicę Danii.

Reffen – Copenhagen Street Food

Street food market na terenie starej stoczni. Oddalony od centrum, dlatego w jedną stronę poszliśmy pieszo a wróciliśmy autobusem. Genialna miejscówka! Knajpy, które mieszczą się w kontenerach, oferują spory wybór kuchni z całego świata. Stoły dla gości ustawione są przy samej rzece, niedaleko gra muzyka i są leżaki, co tworzy niesamowity klimat. Aperol Spritz wypity nad brzegiem rzeki w promieniach słońca? To moje hygge. ;)

Hija de Sanchez

Jedno z miejsc polecanych przez Phila w “Somebody Feed Phil”. Dziewczyna, która pracowała kiedyś w Nomie (jednej w najlepszych restauracji na świecie, mieszczącej się w Kopenhadze) otworzyła kilka lokali serwujących tacosy. Bez owijania w bawełnę, to były najlepsze tacosy jakie kiedykolwiek jadłam!

Wybraliśmy lokal Taqueria przy Kodbyen, który oferuje kilka rodzajów tacos i drinki. Bardzo, bardzo, bardzo polecam Wam Kodbyen nie tylko dla tacosów, ale dla klimatu. To niskie budynki po dawnych rzeźniach i sklepach mięsnych, które zostały przemienione w restauracje i galerie sztuki. Co za klimat! Wybraliśmy się tam wieczorem, wszystkie uliczki były zapełnione stolikami i ludźmi, którzy ściskali się na powitanie. Hygge w duńskim wydaniu. 

Kompa’ 9

Kopenhaga jest pełna śniadaniówek, a my mieliśmy tylko jeden poranek. Co za pech! Wybraliśmy jednak znakomicie. Byliśmy tuż po otwarciu, a znaleźliśmy ostatnie wolne miejsce przy dużym stole. Zestawów śniadaniowych jest kilka. Przyznaję, zaglądałam ludziom w talerze, ale dzięki temu mogę Wam powiedzieć, że każdy z nich wyglądał przepysznie. ;) I taki był! Jedzenie było też niesamowicie syte i dostarczyło nam energii na cały dzień. 

Piekarnie

Nie jestem w stanie przytoczyć Wam nazwy, bo swój bochenek kupiliśmy na szybko w piekarni na lotnisku. W Kopenhadze znajdziecie jednak mnóstwo piekarni i naprawdę polecam choć do jednej z nich wstąpić. Ich chleb jest przepyszny!

Gdzie spać? 

Noc spędziliśmy w Next House Copenhagen. To hostel z betonowym, nowoczesnym designem. Pokój był mikroskopijny, za to zaplecze rozrywkowe ogromne. Kino, restauracja, boisko, mnóstwo miejsca do siedzenia… Jest też bar na dachu, ale w weekend kiedy tam byliśmy, został wynajęty na prywatną imprezę. 

Hostel nam się podobał, póki po 23:00 nie zaczęła grać głośna muzyka, a w środku nocy nie obudziły nas fajerwerki. Ma on jednak świetną lokalizację i cenę. Polecałabym tylko wziąć zatyczki do uszu i napisać może do obsługi hotelu zapytanie, czy w terminie Waszego przyjazdu nie odbędzie się żadna impreza. ;)

Czy weekend wystarczy?

Nie! Na pewno jest to najrozsądniejsza opcja, bo Kopenhaga to jedno z droższych miejsc w Europie. Ja jednak po tych dwóch dniach czułam niedosyt. Zabrakło mi czasu na chodzenie po sklepach vintage, których ponoć pełno w mieście. Na nudzenie się wśród zieleni, a przede wszystkim, na odwiedzenie większej ilości restauracji i kawiarni, haha.

Cóż, trzeba będzie wrócić!